Pełną Parą, ul. Sienna 76, Warszawa
O otwarciu Pełną Parą – dim sum bar słyszałam już rok temu. Miejsce szybko stało się modne, a klientów i recenzji przybywało. Wizytę planowałam od dawna, ale zawsze było za mało czasu, za dużo innych planów i dlatego wizyta miałam miejsce dopiero w poprzedni weekend. Do lokalu wybrałam się w sobotni wieczór z dwójką znajomych, by móc wyrobić sobie pełne zdanie o miejscowym menu.
Z racji tego, że sprawdzenie Pełną Parą zaplanowałam na sobotni wieczór, postanowiłam dla pewności zarezerwować stolik. I to był bardzo dobry pomysł, w lokalu większość stolików była zajęta, a pozostałe zarezerwowane. Sporo osób przychodziło też w trakcie i albo czekały, aż coś się zwolni, albo odbijały się od pełnego wieczorową porą baru. Potwierdziła to także obsługa – w weekendy mają pełne obsadzenie.
Lokal nie jest zbyt duży, ale podzielono go na dwie sale – w jednej jest kilka stolików z kuchnią otwartą, a w drugiej części znajduje się bar i menu wypisane na dużym lustrze, które dodatkowo powiększa wnętrze. Na zewnętrznych szybach możemy przeczytać kilka cytatów o jedzeniu – fajny i przyciągający oko zabieg. Wystrój jest nowoczesny, utrzymany w tonacji czerni i bieli, z mocnym żółtym akcentem.
Z menu zapoznaliśmy się wcześniej, dlatego wybór potraw był dość prosty. Wraz z koleżanką zamówiłyśmy Chrupiące spring rollsy z kaczką z sosem śliwkowym (14 zł) oraz dwa mieszane zestawy pierożków. W moim koszyku znalazła się dynia z orzechami i wołowina z szalotką (17 zł), a u niej jarmuż, tempeh & kapusta pekińska oraz krewetka, cukinia i pędy bambusa (16 zł). Kolega zdecydował się na bardziej konkretne dania: zupę Kremowa tajska zupa z trawą cytrynową i kurczakiem (16 zł) oraz Curry z mlekiem kokosowym warzywami i tofu (24 zł). Do picia wybrałam Banana Lassi (10 zł), a dla nich były dwa piwa: Cobra (10 zł) i Tsingtao (9 zł).
Spring rollsy były naprawdę chrupiące i wypełnione przyjemnym i wyrazistym w smaku mięsem kaczki. Śliwkowy sos pasował do nich doskonale, jeszcze dzisiaj pamiętam tę przyjemną chrupkość i słodko-kwaśny smak sosu. Po kilku chwilach pozostały jedynie przyjemnym wspomnieniem. W tym czasie kolega otrzymał zamówioną zupę – przyznaję, że musiałam jej spróbować. Porcja okazała się całkiem spora, zupa była kremowa, dobrze doprawiona i… żałuję, że sama jej nie zamówiłam. Jednak w tym czasie na stoliku pojawiły się nasze pierożki, które kusiły zarówno zapachem, jak i kolorami.
Na początku spróbowałam połączenia dyni z orzechami – ciasto było cienkie, a wnętrze obficie wypełnione farszem, w smaku czuć słodycz i mocną nutę orzechową. Według moich osobistych preferencji są zbyt słodkie, dlatego chętnie zamieniłam się z koleżanką na połączenie krewetek z cukinią. Tutaj byłam zachwycona wnętrzem – wyrazistym, morskim z intensywną nutą imbiru. Niestety w przypadku tej porcji ciasto było rozgotowane, ciężko było odkleić je od koszyczka, bo rozrywały się, a farsz wypadał. Najbardziej udane według mnie było połączenie wołowiny z szalotką, tutaj zarówno farsz, jak i samo ciasto spełniło moje wymagania. Smaczne i dobrze doprawione, ciasto nie rozklejało się i świetnie nadawało do jedzenia za pomocą pałeczek. Wersji z jarmużem nie próbowałam, ale koleżanka jak najlepsze wskazała połączenie dyni z orzechami. Pierożki podane są w towarzystwie sosu sojowego, roszponki i plasterków warzyw.
Zajęta swoimi pierożkami nie zauważyłam kiedy na stole pojawiło się zamówione przez kolegę curry, więc nawet go nie spróbowałam. Nie słyszałam jednak żadnej negatywnej opinii po konsumpcji, więc uznaję to za plus na konto lokalu.
Koleżanka pochwaliła też piwo, chociaż w ostatecznym rozrachunku utwierdziła się w tym, że kuchnia tajska nie jest dla niej. Ja za to bardzo chętnie wrócę do „Pełną Parą” na pozostałe dania i kolejne porcje pierożków – zwłaszcza, że co jakiś czas pojawiają się nowe propozycje w menu. Polecam ten lokal na przyjemny lunch czy kolację ze znajomymi, zwłaszcza, że na tygodniu restauracja oferuje specjalną ofertę obiadową.