Alan Hugs – Lublin

Alan Hugs, ul. Narutowicza 9, Lublin – ZAMKNIĘTE

Oficjalne otwarcie Alan Hugs miało miejsce podczas tegorocznej edycji Europejskiego Festiwalu Smaku. Restauracja powstała w miejscu, które do tej pory zajmowało sieciowe Bierhalle. O podobieństwach w wystroju czy karcie nie mogę się wypowiedzieć ponieważ do browaru restauracyjnego nie zdążyłam się wybrać. Niemniej browar jako taki został, więc klienci mają możliwość spróbowania tutejszych piw.

W środku znajdują się dwie główne sale: na parterze sala barowa z cocktail barem, a na piętrze elegancka sala restauracyjna. Każda z nich ma swój klimat, różni się dekoracją stołów i zastawą. Cały lokal jest przytulny, dzięki drewnianym meblom, ciepłemu światłu i wszechobecnej roślinności.

alan_hugs

 

Z menu zapoznałam się już w domu (robię tak prawie zawsze i szczerze przeklinam lokale, które nie publikują aktualnego menu na stronie www czy na fanpage’u), więc decyzja była dość łatwa. Na początek oboje zdecydowaliśmy się na zupę dnia, którą była zupa prowansalska z wołowiną (8,90 zł). Wojtek wybrał specjalność lokalu czyli szaszłyk na metry (0,2 m z dodatkami za 25,90 zł, każde kolejne 0,2 za 19,90 zł). Ja zdecydowałam się na racuszki gryczane i dyniowe (22,90 zł). Do tego oboje wybraliśmy kawę: doppio (8 zł) oraz caffe latte (10 zł).

Na początek bardzo chciałabym pochwalić obsługę. Kelnerka która się nami zajmowała, była bardzo miła i kompetentna. Warto to wyróżnić ponieważ coraz więcej lokali ma obsługę „z pierwszej łapanki”, która nie chce się uczyć i często wprowadza klienta w błąd. Tu jest inaczej, my w każdym razie czuliśmy się z taką obsługą bardzo dobrze. Nie brakowało podstawowych informacji o czasie oczekiwania na potrawy czy dobrej znajomości menu. Brawo!

Na dzień dobry otrzymaliśmy czekadełka w postaci rillette z dodatkiem pieczywa i korniszona. Czekadełko było bardzo przyjemne i dobrze przygotowane. Chwilę później na stole pojawiły się parujące naczynia z zupą prowansalską, która okazała się niezwykle rozgrzewająca i sycąca. Doskonale doprawiona zupa miała wkładkę m.in.: w postaci wołowiny, selera naciowego, pomidorów i ziemniaków. Później niestety było troszkę gorzej.

Racuszki gryczane i dyniowe podane z sosem kurkowym były pyszne, ale niestety dodatki zupełnie nietrafione. Torcik z bakłażana i pomidora byłby świetny, ale w sezonie – pomidor był niestety blady i zupełnie niesmaczny, więc sam bakłażan nie miał możliwości tego uratować. Podobnie było z sałatką z rukoli – miałam wrażenie, że składniki są jakby obok siebie, a dressingu, który miałby je połączyć było zdecydowanie za mało.

Szaszłyk na metry sprawiał wrażenia jakby w ogóle „nie widział” grilla. Zarówno mięso, jak i cebula oraz boczek (?) były za mało wypieczone, a tłuszcz nawet nie miał możliwości się wytopić. Niestety danie nie było również doprawione, jedynie obecność ziarnistego pieprzu uratowała sytuację. Na plus jakość mięsa oraz dodatek w postaci pieczonego ziemniaka z twarożkiem. Sposób podania sosów i sałatki pozostawiał wiele do życzenia. Niestety podobnie jak w przypadku sałatki do racuszków tutaj także rozminięto się z pojęciem „sezonowości”. Przecież zamiast dziwnej w listopadzie rzodkiewki fajnie byłoby zobaczyć np. marynowane papryczki czy cebulki.

alan_hugs2

Pomimo tych „niedociągnięć” jeszcze raz wrócimy do Alan Hugs. Was zachęcamy byście sami sprawdzili tamtejszą kuchnię. Mnie osobiście zauroczył wystrój obu sal, miła obsługa i szeroka karta… którą na pewno sprawdzimy. Jesteśmy również ciekawi jak smakuje ich piwo, które inaczej niż u poprzedników zeszło raczej na drugi (a nawet trzeci) plan.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x