Jazzve – Lublin

Jazzve, ul. Bernardyńska 20, Lublin

Kilka miesięcy temu na ul. Narutowicza otwarto restaurację Armenia – kusiło mnie, żeby tam zajrzeć, ale nigdy nie miałam po drodze. Po jakimś czasie dotarły do mnie pogłoski, że córka właścicieli otwiera swój lokal przy skrzyżowaniu ul. Żmigród z ul. Bernardyńską. Do Jazzve wybrałam się z Mężem w Boże Ciało, ponieważ z lokali, które miałam na swojej liście „do odwiedzenia” tylko ten był akurat otwarty.

Gdyby nie to, że wcześniej widziałam zdjęcia i szyld, nie domyśliłabym się, że znajduje się tam restauracja. Wysoki płot, zarośnięty dzikim winem i jakimiś krzaczkami sprawiał bardziej wrażenie prywatnego podwórka. Może właśnie dzięki temu jest tam tak przyjemnie i bez nadęcia? Trochę rażą mnie wszechobecne parasole i ławki z logo piwa Zwierzyniec – obstawiam, że zostały przejęte po poprzednich właścicielach.

Postanowiliśmy zająć stolik przy samym wejściu do lokalu. Obok mogliśmy podziwiać świeże zioła i kwiaty rosnące we wszechobecnych donicach. Oprócz nas w ogródku było jeszcze kilka osób – nic dziwnego, bo pogoda była naprawdę ładna. Bardzo szybko zainteresowała się nami kelnerka i podała menu. Z pobieżnego przejrzenia wpadło nam w oko kilka pozycji, zdziwiła za to cała strona z pizzą – jeśli nie jest podawana w jakiś nietypowy sposób np. po ormiańsku, to nie bardzo rozumiem sens takiego zabiegu.

Na początek wybraliśmy przystawki: pastę z czerwonej fasoli z czosnkiem i orzechami (10 zł) oraz zupę dnia – coś na kształt kapuśniaku, tyle że bardziej aromatycznego za 9 zł. Wybór głównych dań sprawił nam trochę więcej trudności, bo każde brzmiało zachęcająco. Ostatecznie postawiliśmy na Cziburek jagnięco-wołowy z chłodnikiem ormiańskim (18 zł) oraz Chorovac w lawaszu (15 zł). Do picia wybraliśmy ormiańskie piwo Kilikia (11 zł/0,5).

 

zupa dnia jazzve

zupa dnia

DSC_0733

pasta z czerwonej fasoli

 

Nieodmiennie, gdy mam styczność z ormiańską kuchnią zachwyca mnie ilość przypraw, która wzbogaca poszczególne dania.  Zupa była pożywna, trochę pikantna i aromatyczna. Gdybym zjadła całą raczej nie miałabym miejsca na nic innego. A tak podzieliliśmy się nią na pół i było akurat. Gdy Mąż konsumował zupę, ja zabrałam się za urocze, ciemne kuleczki z fasoli – dobrze doprawione i również niezwykle aromatyczne. Kelnerka powiedziała nam jak je jeść, by smakowały najlepiej – najpierw lawasz smaruje się masłem, a dopiero później pastą. Miała rację – genialne połączenie. Taką pastę chętnie odtworzę w domu.

 

DSC_0735

cziburek jagnięco-wołowy z ormiańskim chłodnikiem

DSC_0739

chorovac w lawaszu

 

Gdy dania główne dotarły na stół byłam już prawie najedzona. Obie potrawy prezentowały się interesująco, a przede wszystkim byłam ciekawa smaku swojego Czibureka z jagnięciną. Pięknie usmażone ciasto pękało pod nożem i uwalniało aromatyczne wnętrze pełne soczystego mielonego mięsa. Do tego pyszny chłodnik i pikantna pasta, która doskonale współgrała z mięsem. W połowie dania uznałam, że to już za dużo i poprosiłam o zapakowanie na wynos. Mąż w tym czasie jadł Chorovac, w którym było dużo mięsa, warzyw i pasta, a wszytko zawinięte w lawasz i zapieczone. Bardzo przyjemne danie, do tego jedno z dwóch najtańszych w karcie.

 

Jeśli chodzi o ormiańskie piwo to bardziej smakowało nam ciemne. Ogólnie można je traktować bardziej w formie ciekawostki, bo za tę samą cenę w innych miejscach można kupić dobre polskie piwo rzemieślnicze. To, jakby nie patrzeć, pochodzi z dużego koncernu i nie jest zachwycające.

 

Do Jazzve bardzo chętnie jeszcze wrócę w najbliższym czasie. Kuszą mnie inne dania, zarówno mięsne, jak i wegetariańskie, więc powodów jest kilka. Samo wnętrze mnie nie zachwyciło, gdy zajrzałam do środka podczas płacenia rachunku, ale ogródek jest przyjemny i domowy. Polecamy 🙂

piwo kilikia

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1
0
Would love your thoughts, please comment.x