Weekend na Węgrzech

Jesienią odbył się w Lublinie Europejski Festiwal Smaku (4-7 września), tematem przewodnim były Węgry. W tym samym czasie na FB został ogłoszony konkurs, w którym do wygrania był voucher na pobyt w hotelu Teleki-Degenfeld Castle w Sziráku. Wzięłam udział i… wygrałam! Później było trochę problemów z ustaleniem daty, bo okazało się, że hotel przez większość czasu jest zarezerwowany. Zaproponowano nam jedynie 3 terminy, z czego wybraliśmy najodleglejszy czasowo: 5-7 grudnia. Pozostało liczyć na dobrą pogodę.

 

hotel Teleki-Degenfeld Castle w Szirák
hotel Teleki-Degenfeld Castle w Sziráku

 

Powyżej widzicie hotel, na terenie którego byliśmy zakwaterowani. W ramach vouchera mieliśmy zapewnione śniadania w postaci szwedzkiego stołu i kolacje, które u nich są dwudaniowym obiadem z deserem. Podczas meldowania się musieliśmy wybrać po jednym zestawie (z dwóch) na dany dzień. Co ciekawe – jak na czterogwiazdkowy hotel – prócz pracowników recepcji raczej trudno było dogadać się z kimś po angielsku, więc napoje zamawialiśmy na wyczucie – oczywiście z węgierskiej karty.

 

Miałam cichą nadzieję na typowo węgierską kuchnię, ale nic z tych rzeczy. Pierwszego dnia jedliśmy brokułową zupę-krem z grzankami, a na drugie danie były faszerowane kieszonki schabowe  z frytkami (i ryżem), a na koniec deser: rumowy krem z kasztanów z bitą śmietaną. Zupa była fajna, bardzo kremowa i smakowita. Za to drugie danie chociaż sycące, to było dość słone. Deser zbyt alkoholowy, nie zjadłam nawet połowy. Do posiłku zamówiliśmy piwo Dreher (jasne i ciemne). Druga kolacja znów była nierówna. Na przystawkę podano naleśnik z mięsnym farszem oraz sosem, a na danie główne pieczone plastry schabu ze słoniną i frytkami. Deser tym razem był przyjemny: śmietankowy deser z kwaskowatymi malinami. Drugie danie było bardzo tłuste i znów za słone, nie zjadłam całego mimo, że byłam bardzo głodna. Do kolacji zamówiliśmy po kieliszku lokalnego wina.
 

1. sobotnie śniadanie, 2. brokułowa zupa-krem, 3. faszerowane kieszonki schabowe, 4. piwo Dreher (koźlak)

 

1. niedzielne śniadanie, 2. piwo Oberdorfer (Weissbier), 3. naleśnik z mięsem, 4. deser z malinami

 

Śniadania były typowe dla hotelu: jajecznica, parówki (drugiego dnia bardzo fajne pikantne kiełbaski), sery i wędliny w plasterkach oraz oczywiście dżemy, jogurty i muesli. Wybór był spory i na pewno można się najeść. Z ciekawostek węgierskich: podano paprykowe salami i ostrą paprykową pastę.

 

 

Stoiska z rękodziełem na placu przy Węgierskim Muzeum Sztuki Ludowej (Hagyományok Háza) przy Corvin tér 8.

 

Párizs Kertje (Pavillon de Paris)
Piękna nawet w deszczu restauracja Párizs Kertje (Pavillon de Paris) przy Fő utca 20.

 

W sobotę zaraz po śniadaniu wybraliśmy się do Budapesztu (ok. 90 km od Sziráku). Po pogodnym i ciepłym piątku sprawdziły się prognozy, więc sobotni poranek był deszczowy i szary. Nie zamierzaliśmy się jednak poddać i siedzieć w hotelowym pokoju. Uzbrojeni w parasol i przewodnik pozostawiliśmy samochód na darmowym parkingu podziemnym przy Arena Plaza (Kerepesi út 9) i udaliśmy się w kierunku metra. Nie wiem czy wiecie, ale Budapeszt ma aż 4 linie metra, dzięki czemu bez problemu można pozostawić auto na obrzeżach miasta i podróżować komunikacją miejską. Metrem przeprawiliśmy się na drugą stronę Dunaju i wysieliśmy na Batthyány tér, dalej ruszając pieszo.

 

Spacerowaliśmy wzdłuż Dunaju, kierując się w stronę Wzgórza Zamkowego. Nie omówiliśmy sobie przejażdżki zabytkową kolejką zębatą, dzięki czemu zaoszczędziliśmy czasu wchodzenia na wzgórze. Nie jest to tania przejażdżka (1100 Ft), ale taki już urok życia turysty. Na górze czekał na nas piękny widok oraz wiele zabytków: Zamek Królewski (w którym znajdują się obecnie Węgierska Galeria Narodowa, Muzeum Historii Budapesztu i Biblioteka Narodowa) i ciekawe fontanny (w ogóle jest bardzo dużo pięknych rzeźb w całym mieście) – teraz oczywiście nieczynne.

 

 

Mimo pogody turyści dopisali, więc pojawiło się też kilka stoisk, m.in.: z pamiątkami, ale też z pieczonymi kasztanami (1000 Ft za ok. 10 szt.) i tradycyjnymi sękaczami Kürtőskalács (700 Ft za szt.). Zakupiliśmy oba przysmaki, a w pieczonych kasztanach po prostu się zakochałam. Najedzeni ruszyliśmy w stronę Starego Miasta.

 

stoisko z pamiątkami

 

 

pieczone kasztany

 

 

kołacze węgierskie

tradycyjne kołacze

 

Pogoda się poprawiła, więc i widoczność była lepsza. Skierowaliśmy swoje kroki w stronę Kościoła Macieja, po drodze mijając wykopaliska archeologiczne i pałac Prezydencki. Obok kościoła znajduje się Baszta Rybacka, z której roztacza się świetna panorama na Dunaj i Parlament.Wypatrywałam wszędzie budek z langoszami, których bardzo chciałam spróbować, ale niestety na marne. Nie było ich nawet w Hali Targowej przy metrze. Szkoda, ale tym bardziej mam powód, by jeszcze wrócić do Budapesztu.Po drodze wstąpiliśmy też do Labiryntu (Szentháromság tér), który miejscami naprawdę przyprawia o dreszcze. Zwłaszcza odcinek z historią Draculi, który nie jest oświetlony, dzięki czemu jest mocno sugestywny. Wyobraźnia działa. W środku znajdziemy też wiele postaci z opery i posłuchamy operowej muzyki.

 

widok z Baszty Rybackiej
 
Przedostatnim punktem na mapie był obiad w Frici Papa Kifőzdéje (Király utca 55) – lokal jest polecany w wielu miejscach, bo kuchnia tradycyjna, a ceny nieduże. Bez problemu znaleźliśmy jadłodajnie, chociaż na zewnątrz było już ciemno. W środku tłoczno, kelnerzy uwijali się z zamówieniami, a my skierowaliśmy swoje kroki na piętro, gdzie był jeszcze wolny stolik. Zamówiliśmy gulasz na czerwonym winie (729 Ft) oraz paprykarz z kurczakiem (729 Ft). Dodatki domówić trzeba oddzielnie, więc oboje zdecydowaliśmy się na frytki (259 Ft) oraz piwo: Gösser (399 Ft) i bezalkoholowe Soproni (349 Ft). na deser nie znaleźliśmy już miejsca. Obsługa kontaktowa i pomocna, chociaż brakowało mi serwetek. Z pewnością jest to miejsce, gdzie można najeść się i spróbować tradycyjnych potraw węgierskich.
 

1. przed restauracją Frici Papa, 2. gulasz na czerwonym winie, 3. paprykarz z kurczakiem, 4. bezalkoholowe piwo Soproni

 
W drodze powrotnej do metra podziwialiśmy iluminacje świąteczne w okolicach Opery (Andrássy út 22). Wszędzie widać już świąteczne dekoracje i dużą ilość światełek. Tam dekoruje się nawet całe drzewa!

Opera Budapeszt
oświetlony budynek Opery

 

Na koniec zrobiliśmy zakupy i skierowaliśmy się w stronę hotelu. Do domu kupiliśmy kilka butelek wina dla rodziny i przyjaciół, kilka batoników, w tym słynne Túró Rudi – jeszcze nie jadłam, ale mam nadzieje, że jest tak pyszne, jak wszyscy opisują, butelkę Pálinki, kilka węgierskich piw i oczywiście różne przetwory z papryki (mielona, w tubce, pastę w słoiczku itd.) oraz salami z papryczkami.
 
W drodze powrotnej do Polski wstąpiliśmy jeszcze na dwie godziny do Miskolc-Tapolca, gdzie zrelaksowaliśmy się w kompleksie basenów termalnych Barlangfürdő (Pazár István sétány 1). Cena za bilet normalny dla osoby dorosłej to 1950 Ft. Zdecydowanie warto, zwłaszcza w okresie letnim, gdy są otwarte także zewnętrzne baseny. Piękne miejsce, można odpocząć i przyjemnie spędzić czas.

​ 

 
1.i 2. baseny termalne, 3. basen w jaskini, 4. mini pączusie polane czekoladą

 

Jako, że to moja pierwsza wizyta na Węgrzech, i co za tym idzie w Budapeszcie to oczywiście jest tylko kropla w morzu możliwości spędzania czasu w tym interesującym kraju. Jeśli będziecie mieli jakieś pytania to śmiało, czekam też na porady i opinie o miejscach, które mogłabym zobaczyć już w przyszłym roku. 
0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
julu$
9 lat temu

Byłam w Budapeszcie ponad rok temu, niestety krótko i z wycieczką zorganizowaną, więc siłą rzeczy niewiele widziałam. Ale fajnie sobie popatrzeć na zdjęcia i powspominać…Pieczone kasztany i kurtoszkołacze, mmm… 🙂
Ty to masz szczęście!

2
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x