Jak pewnie wiecie (informowałam o tym na FB i Instagramie) od czwartku do niedzieli nabierałam energii podczas kolejnej edycji Cieszanów Rock Festiwal. Zapowiadało się kilka fajnych koncertów oraz spotkanie ze znajomymi, których widuję tylko raz w roku – właśnie tam. Jak każdy festiwal CRF także ma swoje minusy, ale nie o nich chciałam Wam napisać. W tym roku organizatorzy postarali się o rozszerzenie strefy gastronomicznej o strefę Food Trucków, którą ogarniało Żarcie Na Kółkach. Chociaż oczywiście rzesza fanów czekała też na domowe jedzenie od Kół Gospodyń Wiejskich z gminy Cieszanów.
Przyjechaliśmy w czwartek zaraz przed północą, po rozbiciu namiotu wybraliśmy się na spacer po polu namiotowym i od razu wpadły mi w oko trzy food trucki, które o tej porze serwowały jeszcze jedzenie: Syty Wół, Bracia B oraz Juicy Truck. Po szybkiej ocenie sytuacji wybraliśmy burgery od Braci B: Kuzyn z Teksasu dla mnie (15 zł) oraz Bliźniak z podwójną porcją wołowiny (18 zł) dla Męża. Burgery były zapakowane w papier i można je była zabrać w dalszą drogę. Najbardziej smakowała mi bułka, mięso było trochę zbyt długo smażone, ale nieźle doprawione – wybaczam, bo godzina byłą już późna. Nie przepadam za sałatą lodową w burgerach, ale pozostałe dodatki były całkiem niezłe. Mąż też był zadowolony ze swojego burgera.
Piątek to koncerty i kolejne testowanie smakołyków ze strefy Food Trucków – okazało się, że większość z nich rozstawiła się bliżej sceny. Wybór był naprawdę spory. My nie byliśmy zbyt głodni, więc zdecydowaliśmy się na zestaw: burger + frytki + sos tymiankowo-czosnkowy od Classic Burger. Za zestaw zapłaciliśmy 21 zł. Skusiłam się na Chilli Burgera (poza zestawem 18 zł) z pepperoni, ostrym sosem i salsą pomidorowo-kolendrową. Belgijskie frytki z zestawu były genialne, a burger okazał się naprawdę ostry! Często potrawy reklamowane jako ostre, tak naprawdę są tylko pikantne – tutaj było czuć naprawdę mocne chili! Bardzo dobry burger, chociaż już teraz wiem, że dla mnie zdecydowanie zbyt ostry. Za to Mąż był zadowolony i aż wrócił, by zapytać się o rodzaj dodawanej papryczki.
W sobotę Mąż miał smak na kiełbasę z grilla, stąd wybór ekipy Kiełba w Gębę. Naszą uwagę przykuła wiadomość o kiełbaskach swojej roboty – musieliśmy to sprawdzić. Po raz kolejny głód był średni, więc wybraliśmy zestaw: kiełbasa + frytki za 12 zł na pół. Do tego musztarda i ketchup. Nie podobało mi się opakowanie, w jakim zostało podane nasze jedzenie, bo konsumpcja był bardzo utrudniona. Drewniane sztućce – chociaż urocze – również nie radziły sobie z dobrze przypieczoną kiełbaską. Smakowo kiełbaska na duży plus – rzeczywiście czuć, że nie jest to zakup sklepowy. Niestety frytki były trochę za tłuste, a leżąca na nich kiełbasa nie ułatwiała jedzenia. Widziałam ich menu na FB, które było dużo bardziej rozbudowane i chętnie jeszcze kiedyś coś u nich zjem. Mam tylko nadzieje, że popracują nad podaniem.
Jeśli chodzi o strefę Food Trucków to by było na tyle.
Oprócz Food Trucków o żołądki festiwalowiczów dbały panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Dachnowie – całą ekipę pamiętam z poprzednich edycji Festiwalu. W tym roku dołączyły do nich panie z KGW w Dąbrówce oraz jeszcze jedna grupa pań z terenu gminy Cieszanów (niestety nie wiem z jakiej miejscowości). Tu menu było bardzo tradycyjne i dość do siebie podobne: na śniadanie głównie jajecznica i naleśniki, ale można było zamówić również żurek, pierogi, gołąbki, placki ziemniaczane czy leczo. Po południu warto było odczekać swoje w kolejce po zestaw obiadowy, zupę gulaszową czy bigos. Żadna pozycja z menu nie przekraczała 10 zł. Do tego oczywiście kawa, herbata lub kompot.
Ja przez czas trwania Festiwalu zjadłam: jajecznicę, która niestety była bez dodatków i słabo doprawiona (KGW Dąbrówka) oraz pierogi ruskie (pyszne!), żurek i zestaw obiadowy (gulasz z kaszą gryczaną i kiszonym ogórkiem) od KGW Dachnów. Duży plus za wodę z cytryną i miętą, którą można było nalewać sobie za darmo. Kolejki – zwłaszcza rano – były naprawdę dużo. Nic dziwnego, w końcu takie domowe jedzenie jest najlepsze.
Do zobaczenia za rok!