Według plakatu na małej scenie w godzinach 13:30 – 17:00 miało odbywać się „poszukiwanie regionalnych smaków” – gotować mieli przedstawiciele zagród, szkoły gastronomiczne, restauratorzy i inni. Niestety o 16:00 (wtedy przyjechaliśmy) na scenie nikogo już nie było. Trochę się zawiodłam, ale mam nadzieje, że po prostu skończyło się wcześniej, a nie jak to bywa, nie odbyło się wcale.

Cenowo zupełnie inaczej niż w Sułowie: ciastka, plastry pierogu biłgorajskiego, gryczaki czy kieliszki nalewki kosztowały w większości zagród 3 zł. Ceny chleba ze smalcem od 4 zł w górę. Bardzo fajnym pomysłem była sprzedaż chleba domowej roboty. Gorzej było z wędlinami, które w większości przypadków nie były przechowywane w lodówkach. Rozumiem trudność w organizacji takiej lodówki, a właściwie dostępu do prądu w parku, ale wystawianie wędlin i kiełbas na kilka godzin w cieple nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zastanowiła mnie sprzedaż oscypków, bo jakby nie patrzeć do gór mamy kawałek i nie jest to potrawa regionalna. 

Do domu przywiozłam kawałek chleba orkiszowego i pierogu biłgorajskiego, który uwielbiam. Skusiłam się także na dwie nalewki 25%: śliwkową i miętową. Spróbowałam także: wiśniowej, truskawkowej, akacjowej i morelowej.