Odległość z Lublina do Gdyni to 607 km. W obie strony 1214 km! Ta wycieczka pobiła nasz ostatni rekord, którym była wyprawa na Węgry. Ponad 6 godzin w samochodzie, tylko po to by spotkać się z innymi blogerami? Szaleństwo. Ale właśnie tacy jesteśmy – szaleni. I uwielbiamy spotkania z ludźmi, którzy są podobni do nas.
Karinka – dzięki, że tak dzielnie prowadziłaś karocę 😉
Konferencja See Bloggers odbyła się 24-25 stycznia w PPNT w Gdyni. |
Relacji w sieci pewnie jest już pełno. W końcu ile osób, tyle opinii. Ja mam dla Was tylko kilka spostrzeżeń. W punkcikach. Znalazłabym jakieś minusy, ale czy jakakolwiek impreza ich nie ma? Zarzućmy kurtynę milczenia.
1. Wiedza. Umiejętności. Doświadczenie.
Wykłady, warsztaty, rozmowy – wszystko to wzbogaciło moją wiedzę i dało nowe umiejętności. Podszkoliłam się w copywritingu (jeszcze chwila i będę wypuszczać chwytliwe tytuły), zrobiłam własny kosmetyk (maseczkę z glinki ghassoul) i poznałam wiosenne trendy w makijażu. Tylko w kwestii dekorowania i fotografowania kanapek byłam oporna – chyba za późno przybyłam, bo fotograf i stylistka nie mieli już siły. Szkoda, że nie załapałam się na warsztaty z Grant’s, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
2. Ludzie.
Trochę nas tam było. 300? Więcej? Niektórych znałam wcześniej (więc znów super było się spotkać!), a innych poznałam właśnie na tym wyjeździe. Rozmowy o blogach, pomysłach i wzajemne nakręcanie się na działanie. Masa pozytywnej energii i uczenie się od siebie nawzajem. To właśnie lubię w blogerach! Jestem pełna chęci do działania i budowania swojego blogowego imperium!
3. Jedzenie.
Jako blogerka kulinarna nie mogłam pominąć tego tematu. Wiadomo, że trzeba jeść i żadna dobra impreza nie obędzie się bez tego (tu trochę czarnych myśli kieruję w stronę integracji, gdzie mogłam zamówić tylko kilka marnych przystaweczek – sorry, ale jestem czepialska). Organizatorzy zapewnili nam dwa food trucki, a Lidl stoisko, na którym można było przygotować kanapkę marzeń, a nawet jeśli nie, to mieliśmy naprawdę duży wybór, jeśli chodzi o składniki. Dzięki Lidlowi zaopatrzyłam się także w kanapki na drogę do domu 🙂
4. Miejsce.
Pomorski Park Naukowo-Technologiczny to miejsce, które idealnie nadaje się imprezy tego typu. Nie znałam Gdyni, a jakoś nie miałam problemu, by trafić do PPNT. Dużo przestrzeni, mnóstwo sal, a co za tym idzie – bardzo dużo możliwości na rozmieszczenie wszystkiego tak, by można było usadowić tłum ludzi, a w innym miejscu spokojnie pogadać.
5. Strefa z grami.
Dzięki Rebel.pl moja niedziela okazała się ciekawą przygodą! Walczyłam ze smokiem, próbowałam zneutralizować krasnoludy i ruszałam mózgiem przy kalamburach. Tak, wstyd przyznać, że zamiast edukować się na sali wolałam grać. No, ale przecież ten kącik w końcu po coś był?
…i może najdziwniejszy:
6. Morze.
Trochę już żyję na tym świecie, ale dopiero drugi raz byłam nad polskim morzem. Po raz pierwszy zimą. Wrażenia? Bezcenne. Cieszyłam się jak dziecko widząc mewy, zbierając muszelki i wdychając morskie powietrze. By mieć siłę na spacer nawet wcześniej ulotniłam się z blogerskiej integracji. Tak, dobrze widzicie! 🙂
I wiecie co? Boję się, że latem znów będę chciała przyjechać <3
Się nie dziwię,bo mnie serce pęka, że Gdynia tak daleko
Oj tam, dla chcącego nic trudnego 🙂 Ekipa z Krakowa też była 🙂